„Miała umrzeć” to opowieść o młodej kobiecie (nauczycielce plastyki), która będąc wychowywaną przez ciotkę, nie zdaje sobie sprawy ztego, jak naprawdę zginęła jej rodzina. Dopiero spotkanie z ulicznym saksofonistą staje się przyczynkiem do poszukiwania prawdy o swoim pochodzeniu i tym, co wydarzyło się, kiedy była małą dziewczynką.
To jednak tylko jedna z osi tej opowieści. Drugą są wydarzenia, które miały miejsce w końcu lat 90. XX w., gdzie z kolei poznajemy grupę nastolatków, którzy oddają się grze w niebezpieczne wyzwania… Aby ujawnić prawdę, Lena będzie musiała połączyć przeszłość z teraźniejszością.
Muszę przyznać, że fabuła tej opowieści mnie nie przekonuje, jest wręcz naiwna. Postacie są pozbawione wyrazu i głębi. Cały pomysł na tę zagadkę jest w mojej opinii niedopracowany i mało wiarygodny (Za przykład niech posłuży fakt, że nastoletnia siostra głównej bohaterki i jej przyjaciele mieli do dyspozycji w latach 90. telefony komórkowe).
Na okładce czytamy, że jest to thriller, jednak ja uważam, że to raczej kiepska obyczajówka, która nie wywołała u mnie reakcji innych niż znudzenie i niedowierzanie, jak słabą książkę czytam.
Cechą dobrego thrillera jest to, że wywołuje dreszczyk emocji: strachu, niepewności, że intryguje swoim klimatem i wciąga nas bez reszty. „Miała umrzeć” zdacydowanie thrillerem nie jest.
Co ciekawe, na początku książki znajdują się bardzo pochlebne opinie bookstagramerów. Zdecydowanie się z nimi nie zgadzam. I choć zdaję sobie sprawę z tego, że wkładam tym kij w mrowisko, to muszę napisać, że jest to najgorsza książka, jaką posiadam w mojej biblioteczce – nieciekawa, płaska, bez wyrazu.